Mgła. Gęsta, mleczna, zawiesista i przeszywała do szpiku kości. Jak to mgła ma w zwyczaju. Stałem wtedy na przystanku autobusowym. Stałem i paliłem, dokładając swój tytoniowy dym do tej mgły. Ciężko było zobaczyć różnicę. Ciężko było zobaczyć cokolwiek. Mógłbym, przysiądź, że słyszałem miauczącego kota, ale nigdzie nie było go widać. Tylko miauczał i miauczał, chyba z podekscytowania. Jestem przekonany, że mgła pomagała mu w polowaniu. Wyobraziłem sobie, że złapał jakiegoś nieporadnego gołębia i zamiast go od razu pożreć z apetytem, postanowił się ptakiem pobawić albo go w tej mgle zgubił i wył z rozpaczy.
Bip bip. Biiip Biiip. Zabrzmiał niski dźwięk z mgły. Aż mnie wzdrygnęło albo przeszyło jej zimnem, jeszcze nie zdecydowałem. Biiip Bip. Powtórzyło się. Brzmiało jak okrętowa syrena, tylko że do morza daleko, a i statki po drogach nie jeżdżą. Doszedłem do wniosku, że musiał to być autobus, na który czekałem. Cwanie. Klaksonem ostrzega, że się zbliża. Cwanie.
Akurat jak dogaszałem papierosa, autobus wyłonił się z mgły. Taki trochę dziwny był ten autobus. Cały obdrapany, obtłuczony. Dni swojej świetności miał za sobą. Z lekkim zgrzytem otworzyły się drzwi.
- Zapraszam - zabrzmiało z wnętrza.
- Czuję się zaproszony - odpowiedziałem, wchodząc do autobusu - bilet w jedną stronę poproszę.
- 1.95 - oznajmił kierowca, patrząc wprost przed siebie, w pustkę drogi.
Położyłem banknot. Kierowca nie zareagował.
- Położyłem banknot.
Kierowca nie odwracając wzroku od szyby, podniósł dłoń i wskazał na informację przyklejoną do szyby.
"Płatność tylko monetami. Proszę."
Ciekawe, pomyślałem sobie i banknot schowałem. Wyzbierałem wszystkie drobne, jakie miałem w portfelu i położyłem w miejscu na nie przeznaczone.
- O dziesięć pensów za dużo - poinformował mnie Kierowca, nadal nie patrząc w moją stronę. Jestem pewien, że odkąd wszedłem, nawet nie drgnął. No może, nie licząc poruszających się ust. Ten Kierowca to, na pierwszy rzut oka, ciekawa postać. Mimo że mgła to on w okularach przeciwsłonecznych. Na palcach złote sygnety, na nogach kowbojki. W klapie marynarki przeróżne przypinki, przez które wyglądał jak drzewko bożonarodzeniowe.
- Już zabieram - oznajmiłem.
- No to w drogę.
Kierowca nacisnął guzik, z automatu wyskoczył bilet, pociągnął wajchę i zamknął drzwi.
- Proszę siadać i zapiąć pasy. Uprzejmie informuję - poinformował uprzejmie Kierowca.
- Pasy? W autobusie? Co u licha.
Ruszając w stronę wolnego miejsca, zauważyłem, że faktycznie wszyscy pasażerowie mieli zapięte pasy. Pasy w autobusie. Nawet torby i torebeczki z zakupami miały zapięte pasy.
- Proszę się pośpieszyć. Proszę szybko zapinać pasy - odezwał się jeden z pasażerów - Uprzejmie informuję.
Siadłem, zapiąłem pas i czekałem aż autobus ruszy. Pasażerowie wydawali się delikatnie poddenerwowani. Niespokojni wręcz. Jakby oczekiwali na wątpliwą przyjemność. Musisz wiedzieć, że pierwszy raz coś takiego widziałem. Mam na myśli pasy w autobusie. Niepokój i wątpliwe przyjemności już widziałem.
Bip bip. Odezwał się klakson i autobus ruszył. Bardziej to on wystartował albo ruszył z kopyta. Czuć było, że Kierowca lubi szybką jazdę. Biip bip, weszliśmy w zakręt, nawet na chwilę nie zwalniając. Biiiip Biiiip, z pełną prędkością przejechaliśmy na czerwonym świetle przez skrzyżowanie.
- O nie. O nie - lamentował jeden z pasażerów.
- Znów się zaczyna - prawie płacząc, powiedział inny.
- Tym razem na pewno zginiemy - stwierdził ze zrezygnowaniem ktoś z tyłu.
- Przepraszam bardzo - zaczepiłem towarzysza z fotela obok - dlaczego zginiemy?
Mężczyzna spokojnie podniósł głowę znad gazety, popatrzył na mnie uważnie. Po chwili się odezwał, akurat jak zagrzmiało kolejne bip bip, a autobus wszedł w ostry zakręt.
- Pewnie dlatego, że kierowca jest ślepy - powiedział bez emocji.
- Oj, każdemu zdarza się czasami w coś uderzyć, w jakiś słupek albo murek - próbowałem tłumaczyć, odnosząc się jednocześnie do stanu autobusu.
- Ale on jest naprawdę ślepy.
- Panu nie zdarzyło się czegoś nie zauważyć?
- Zdarzyło, ale Kierowca... - zrobił pauzę, jakby szukał dobrych słów - On nic nie widzi. Kompletnie nic. On jest niewidomy, proszę pana - oznajmił, ewidentnie kładąc nacisk na niewidomy.
- Nie... - zdębiałem.
- Tak. Właśnie. Niewidomy.
No to ci dopiero. Po zdębieniu, które minęło całkiem szybko, przyszło przerażenie. Wyobraź sobie takie prawdziwe przerażenie, takie, gdy widzisz pierwszy raz w życiu tarantule, albo hipopotama, albo pierwszy kontakt z brukselką. To poważne przerażenie. Bipp Bip.
- Wszyscy zginiemy - prawie krzyknąłem, prawie wybuchnąłem płaczem.
- Nie zginiemy - powiedział spokojnie mężczyzna z fotela obok.
- Ale on jest niewidomy.
Bip Biiip. Autobus zatrzymał się i otworzyły się drzwi. Wsiadło parę osób, pośpiesznie zajmując miejsca i czym prędzej zapinając pasy.
- Jako niewidomy jeździ lepiej, niż jak widział - kontynuował mężczyzna - jeżdżę tą trasą trzydzieści lat i jeszcze nikt nie zginął. No może jeden pies, który wpadł pod koła, ale jestem przekonany, że on też był ślepy.
Bip Bip. Znów ruszyliśmy.
- No ale możemy w coś uderzyć. W inny samochód możemy uderzyć.
- Nie uderzymy. Wszyscy wiedzą, że Kierowca nie widzi. Dlatego on trąbi, a oni odpowiadają, i trzymają bezpieczny dystans. Dlatego to autobus ekspresowy. Nikt Kierowcy w drogę nie wchodzi, hi hi.
- TURYSTA - krzyknął ktoś z pierwszych rzędów
Biiiiiiiip. Autobus zatrzymał się gwałtownie a pasażerowie, łącznie ze mną, odetchnęli z ulgą.
- Ehhh ci turyści - westchnął mój towarzysz - Tylko z nimi jest problem. Wszyscy w mieście wiedzą, że Kierowca nie widzi.
Przez resztę podróży nic niezwykłego się nie wydarzyło. No dobra, kilka razy tylko szerokość opony dzieliła nas od wypadnięcia z drogi. O mało co nie przejechaliśmy kota. Zatrzymał się w ostatniej chwili. Lekko przerażony pokiwał tylko z dezaprobatą ogonem. Koty chyba też wiedzą, że Kierowca nie widzi. Poza tym to nic nadzwyczajnego. No może wypadałoby wspomnieć o małej stłuczce z kierowcą, który zignorował Bip Bip i próbował wysiąść z samochodu. Bardzo się awanturował. Kierowca też się awanturował. No ale o tym przeczytasz w gazecie, w kolumnie "Osobliwości na drodze". Dojechaliśmy do końca, pasażerowie z wielką ulgą i radością odpięli pasy. Torbom i torebkom też odpięto pasy.
- Dziękuję za wspólna jazdę - odezwał się Kierowca - do zobaczenia jutro.
Wychodząc z autobusu każdy pasażer uprzejmie, ale z niewyraźną miną żegnał się z Kierowcą. Wyglądało to, jakby nie chcieli robić mu przykrości. Przecież był niewidomy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz