środa, 21 września 2016

#1 Alejka

Stoję sobie w alejce. Zwykłej magazynowej. Wysokie stelaże niczym pionowe ściany klifów, obładowane najróżniejszymi towarami. Jest rum prosto z Karaibów, mleko od polskiej krowy, mąki z różnych dziwnych roślin, ziarna, ziarenka, czekolady, czekoladki. Wszystko. Dosłownie wszystko. Przekładam właśnie pudełka, pełne żelatynowych misiów, z jednej strony na drugą. Pakuję to, co za kilka dni ktoś kupi. Stoję w tej alejce, dumam nad tymi misiami. Skąd wiem, że one są pochowane w tych pudełkach? Odpowiedź jest prosta. Bo mi się wysypały na podłogę. Jakiś mierny specjalista od pakowania misiów do kartonowych pudełek powinien jeszcze raz przejść trening. Nie przyłożył się do zadania. Chwyciłem, rozsypałem, zakląłem cicho i się zadumałem. Sto ich. Sto kolorowych postaci, które walają się po podłodze. Jedne na drugich, drugie obok trzecich. A ja nad nimi stoję i dumam. Już dawno to powinienem posprzątać i wrócić do zajęcia, jednak jakoś mnie te misie zafascynowały. Jakieś takie, takie jakieś, no coś nie pasowało.

W sumie to fascynuje mnie wszystko, co jest w pudełkach na półkach. Niektóre są podpisane i moja ciekawość jest zaspokojona. Większość jednak to tylko pudełka z zawartością. Żadnych podpisów, rysunków, podpowiedz. Tylko nadrukowany numer. No i weź tu, zaspokój swoją ciekawość. No jak? No nie da się.
- Owocowe księżyce 9432119. Cebulowe obwarzanki 8321490. Susły w czekoladzie 1245985 - dobiegało gdzieś w oddali. O czym mówi ten głos? Przecież nie widziałem nigdzie owocowych księżyców.

Zostawiłem zadumę nad misiami i ruszyłem w stronę, z której dobiegał głos.
- Baton Cuba Libre 6785493 - dobiegło zza wnęki, którą właśnie minąłem. Zaczaiłem się i obserwowałem, któż to taki zna zawartość wszystkiego.
- Widzę cię! - zagrzmiał głos - możesz już wyjść.
- Ale przecież mnie nie widać - próbowałem wykpić się z przyłapania na podglądactwie.
- Widać, widać. Sznurówka ci wystaje.
- No tak. Miałem ją wczoraj skrócić. No to wychodzę.
Wyszedłem. Stanąłem twarzą w twarz z Dave'em. Musisz wiedzieć, że ten jegomość to nie byle kto. On wie wszystko. No może, to wszystko jest ograniczone tylko do zasobów półek, pomiędzy którymi stoimy, ale... zawsze to jakieś wszystko.

Dave, to siwy już mężczyzna. Trochę zgarbiony, o skórze szarawej, poplamionej. Wygląda jak strzegący tajemnic mędrzec. Na nosie okulary ze złotymi oprawkami, gęste siwe brwi i bujna czupryna w tym samym kolorze. No może czuprynę ma jaśniejszą niż brwi, przez co wygląda trochę komicznie, jakby mu ktoś te brwi wyblakłym mazakiem dorysował. Dave, zawsze wyłania się z alejek. Chodzi bezszelestnie, jakby unikał towarzystwa.

- Dzień dobry. My się chyba nie znamy - zagadnął Dave.
- No właściwie to nie, choć muszę przyznać, że wiele o Tobie słyszałem.
- Miło mi. Jestem Dave.
- Miło mi.
- Dlaczego się chowałeś? - zapytał jak dziadek, który przyłapał wnuczka na popalaniu papierosów.
- Ciekawość.
- Domyślam się. No pytaj.
- Eeeee...
- Wszyscy za pierwszym razem pytają o to samo - powiedział ze zniecierpliwieniem Dave.
- Dlaczego w Niedźwiedziej Sforze nie ma Czarnego Misia?
- Eeee... - zaintonował Dave - nie takie powinno być twoje pytanie.
- Wybacz rozczarowanie. A o cóż to powinienem zapytać?
- Teraz nieważne. To jest ciekawsze. Spróbujmy znaleźć na nie odpowiedź. Chodź ze mną.

Poszedłem. Przeszliśmy kilka alejek, omijając wszystkich, którzy się w nich znajdowali. Bezszelestnie, tak, że nas nie zauważyli. Czary jakieś. Albo skróty. W sumie, to na jedno wychodzi.

Dave, zaprowadził mnie do swojego biura. Wyglądało intrygująco. Po przejściu przez drzwi pierwsze co rzuca się w oczy, to biurko. Wchodzisz do pomieszczenia i od razu siadasz do biurka. Jak już się przy nim siądzie, to z półmroku wyłaniają się regały. Regały zastawione teczkami.

Dave pstryknął palcami i zaczęły zapalać się światła. Na pewno widziałeś to w filmach. Pierwsza lampa zapala się nad bohaterem. Następna kawałek dalej ujawniając trochę szczegółów, następna pokazuje ci więcej, później już rusza lawina zapalających się w oddali lamp. Tak właśnie to wyglądało. Gdy wszystko, co miało się zapalić, się zapaliło, zobaczyłem labirynt regałów. Jedne stare, inne nowe, kolejne niskie, albo wysokie. Widać, że to biuro jest tu od zawsze. Na każdym regale setki teczek. W powietrzu unosił się zapach starości, no ale to zwalam akurat na Dave'a.
- Zobaczmy tutaj. Niedźwiedzia Sfora 2348921 - powiedział i ruszył w regały, a ja za nim. - To było gdzieś tutaj. Pamiętam, że przywieźli to do nas latem 1992. O jest. Zobaczmy co tu mamy.
Dave wyciągnął pożółkłą teczkę, z zapisaną pismem technicznym nazwą Niedźwiedzia Sfora (Misie wszystkich kolorów i smaków). Wróciliśmy do biurka. On usiadł, a ja stanąłem za nim niczym uczeń na praktyce. Rozłożył teczkę i zaczął mruczeć.
- Ciekawe, ciekawe - wymamrotał.
- Cóż takiego? - zapytałem.
- Ciekawe, ciekawe - powtórzył.
- Dave, uczę się właśnie cierpliwości - delikatnie zasugerowałem zniecierpliwienie.
- Przepraszam. W informacji od dostawcy widnieje, że Czarne Misie powinny być obecne. Nie było przeciwwskazań do ich produkcji. Miś Czarny - smak winogronowy, z delikatną nutą lukrecji, obsypany kwaskiem cytrynowym. No wszystko się zgadza. Powinny być.
- To dlaczego ich nie ma Dave. Widziałem inne kolory, ale nie winogronowy.
- Pewnie spisek, he he - zachichotał.
- Pewnie tak, hi hi - zachichotałem ja.
Dave wertował papiery dalej. Znajdowały się tam zapiski każdego koloru, a raczej smaku. Dlaczego takie, a nie inne połączenie, dlaczego taki, a nie inny kolor i dlaczego taka a taka posypka.
- Mam. Wiem. Ciekawe, ciekawe...
- Dave! - podniosłem głos zniecierpliwionego oburzenia.
- A tak, tak. Jest notatka z 1999 roku. "Zważając na zaistniały problem nagłej popularności Czarnych Misiów, przeprowadzono wewnętrzne śledztwo. Zdecydowano się na to po sygnałach sprzedawców, że klienci dopytywali o ten konkretny kolor, a wiadomo, że nikt o zdrowych zmysłach nie lubi lukrecji. Przeprowadzone śledztwo wykazało, że jeden z pracowników linii produkcyjnej zastąpił kwasek cytrynowy, metylobenzoiloekgoniną, tj. kokainą. Po tym wypadku, a raczej sabotażu, postanowiono wycofać ze sprzedaży Czarne Misie, jak i wszystkie białe posypki."
- Nieprawdopodobne, nieprawdopodobne - zapiałem z zachwytu.
- Racja, racja... kto by pomyślał, takie smaczne były.
Popatrzyłem na Dave'a skonsternowany z czego on sobie nic nie robił, tylko się zamyślił.

Dave, został w swoim biurze a ja wróciłem skąd przyszedłem. Gdy zamykałem za sobą drzwi usłyszałem jeszcze jak mamrocze pod nosem.
- Ciekawe czy mają jeszcze te Czarne Misie, albo przynajmniej samą posypkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz